Strony

środa, 29 sierpnia 2012

Chapter seventeen

Pomógł sobie ustami, delikatnie drażniąc swoim oddechem moją szyję, co doprowadza mnie do szału. No i cholera, odkrył mój czuły punkt!
Odchyliłam lekko głowę, żeby zobaczyć jego twarz. Ku mojemu niezadowoleniu, pojawił się na niej pełen triumfu szeroki uśmiech. Ugh, dlaczego ja zawsze muszę być taka uległa!?
Piosenka zaczęła się już wyciszać, co oznaczało jej rychły koniec, więc czym prędzej prawie odepchnęłam chłopaka od siebie i z determinacją (mam nadzieję) w głosie, powiedziałam:
- Dość tego! Mam się bawić? Dobrze. Jeśli będziesz chciał już jechać, na pewno mnie znajdziesz!
Po czym odeszłam w stronę Luki (tak to się odmienia? Muszę go o to zapytać), zostawiając Harry'ego z niemalże otwartymi ze zdumienia ustami. Ha!

- Hm, Liz? - przed oczami zamajaczyła mi jakaś postać, a po chwili już uzyskałam normalny wzrok, choć cały czas trochę kręciło mi się w głowie. No cóż, osiem kolejek robi swoje.
Rozpoznałam, że mówi do mnie Luca. Brawo, Lizzie!
- Pijesz z nami? - zapytałam retorycznie, bo wiedziałam, że chłopak zaraz przysiądzie się do nas. Do nas, bo siedzieliśmy na jakimś kocu w sześć osób. Hm, z nich wszystkich zapamiętałam tylko dwa imiona, a mianowicie Martino, chłopak, który zyskał ten zaszczyt dzięki temu, iż zaprosił mnie do ich ''stolika'', oraz dlatego, że jego imię kojarzy mi się od razu z Martini, które miałam przed sobą. Drugą osobą była jego dziewczyna. Kurczę, swoją drogą to nieźle się dobrali, on Martino, a ona? Zgadnijcie! Margherita! Nie żartuję! To też jej trochę pomogło w zdobyciu mojej pamięci co do jej imienia.
- Ludzie, mamy pustą butelkę! - zaśmiał się któryś z moich nowych znajomych. - So what? Gra w butelkę? - Nieee, to takie oklepaaaane!
- Prawda, czy wyzwanie! - wykrzyknęła Margherita. W tej samej chwili poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Obróciłam głowę.
- Może już wystarczy? - zapytał Harry. Któż by inny?
- Zagraj z nami, będzie fajnie! - zaśmiałam się mimowolnie. Pokręcił głową, więc zrobiłam minę smutnego psiaka. Na moich rodziców to działało. Hm, do czasu, ale jednak...
- No... Dobrze, ale potem wracamy - zgodził się. Woohoo! Nadal działa! Przytaknęłam, bo wiedziałam, że na pewno do domu tak szybko nie wrócimy. Obmyśliłam już złowieszczy plan!
- Mogę zacząć? Błagam! - spojrzałam wymownie na Loczka, więc wszyscy się zgodzili. Przeniosłam swoje spojrzenie na Lucę, który w tej chwili dopijał prawie pustą już butelkę po piwie.
- Luca, prawda, czy wyzwanie? - zapytałam, przymykając oczy. Chłopak niemalże zachłysnął się napojem.
- Wyzwanie! - powiedział stanowczo, zapewne wyobrażając sobie w myślach, co być może będę kazała mu zrobić. Ale, nie tak szybko, kochany! Nie jestem jeszcze, aż tak pijana, żeby stracić rozsądek!
- Dobrze, w takim razie... - Luca spojrzał na mnie wyczekująco, za to ja namierzyłam butelkę z wódką. - Weź łyk - ruchem głowy wskazałam na trunek i powoli kontynuowałam swą wypowiedź. - Weź łyk do ust, ale nie połykaj... - chłopak bez namysłu wlał do ust trochę wódki. - Tak jest, świetnie, a teraz... Pocałuj Harry'ego i przekaż mu swoją wódkę! - zaśmiałam się. Tadaaaam! Oto mój szatański plan!
Harry od razu zaczął protestować, lecz uciszyłam go kłądąc mu palec na ustach - Skarbie, mieliśmy się bawić. Jak szaleć, to szaleć, chyba nie powiesz mi, że boisz się pocałować chłopaka...
Moje słowa uzyskały oczekiwany efekt, bo Harry się przymknął i zwrócił ku Luce. Ten powoli, niepewnie zbliżył się do Hazzy i złączył ich usta!
Harry od razu połknął wódkę, krzywiąc się przy tym, choć nie wiem, czy nie było to spowodowane również tym, że przed chwilą pocałował chłopaka. W sumie to nie był jako taki pocałunek, ale okej.
Kolejki w naszej grze trwały, aż wreszcie po chyba dziesięciu, wszystko wróciło do mnie. Tym razem chciałam dać coś Harry'emu. Chwilę musiałam go namawiać na wyzwanie, ale w końcu się udało.
- Okej, więc... Harry, twoje zadanie... - zaczęłam się do niego przybliżać. - Musisz tylko zrobić jedną małą rzecz, a mianowicie... - przysunęłam się do niego jeszcze bardziej, widziałam, że chłopak już nie wytrzymuje i kokieteryjnym tonem powiedziałam:
- Zrób to dla mnie... Wskocz do basenu! - już chciałam się od niego odsunąć, gdy ten już chyba nieźle na mnie wkurzony wziął mnie na ręce. Zaczęłam na niego wrzeszczeć, ale to nic nie dało.
- Daj spokój, chociaż trochę wytrzeźwiejesz - roześmiał się i ze mną w ramionach wskoczył do zimnej wody.

___________________________________________________________________________
Jest siedemnastka!
Po pierwsze: DZIĘKUJĘ za te ponad 6 tyś. wyświetleń! Jesteście niemożliwi i cudowni! Kochani! ♥
A po drugie, na prawdę nie chcę tego robić, ale wychodzi na to, że muszę, pod jednym rozdziałem było 13 komentarzy, a pod ostatnim? 6.
Dlatego następny pojawi się, jeżeli pod tym będzie choć 8. Przepraszam, ale może niektórym z Was wydaje się, że nie musicie komentować, bo inni to robią. Ale tak nie jest. Nie chodzi o to, że musicie, ale o to, że tymi właśnie komentarzami dajecie mi taką siłę, żebym brała się za następny! Nie chodzi mi już o jakieś hiperdługie, ale wystarczy nawet jedno słowo. To chyba nie problem, co? Liczę na Was, jeżeli ktoś dotrwał do końca tej przemowy ;p ♥

PS. Tak, musiałam Wam to zrobić (chodzi o początek rozdziału) :D
Pozdrówka słoneczka :*

wtorek, 21 sierpnia 2012

Chapter sixteen

- Harry, nie wiem, czy to jest dobre wyjście - zapytałam, kiedy szliśmy do taksówki. Hm, świetne mam wyczucie, gdy oboje już jesteśmy wyszykowani. Jak na razie buty spisywały się dobrze, a mój towarzysz powiedział nawet, że wyglądam ślicznie. Boże, jak ja nie lubię tego słowa. Ale, swoją drogą on też prezentował się całkiem, hm... seksownie? A niech to, chyba mogę tak powiedzieć, w końcu niby jestem wolna, tak? Josh właśnie pokazał, jak bardzo mnie kochał, skoro uwierzył w jakieś bzdury. Mój Boże, nawet się z tymi chłopakami nie całowałam! Kurczę, nie wiem, jak z tematu mojego ubioru przeszłam na Josha, ale... Ech, nieważne.
- To jest bardzo dobre wyjście, wyluzujesz się, potańczymy. Zobaczysz, spodoba ci się - Loczek uniósł wysoko kąciki swoich ust. Tym ostatecznie przekonał mnie, żebym pojechała na tę imprezę. W końcu, wiecie, zajął się mną w takiej chwili. Chyba, że chce mnie wykorzystać. Cholera, znowu zaczynam!
Przez całą drogę siedzieliśmy w ciszy. Kiedy po piętnastu minutach, które wydawały się być godzinami, taksówka zatrzymała się pod wielkim domem, otworzyliśmy drzwi, wysiedliśmy i po chwili do Harry'ego zaczęli podchodzić jacyś ludzie, witając się z nim. Dziwnie się tam czułam, stałam sama, z boku, nikogo nie znając. Wreszcie ktoś zauważył mnie i od razu zwrócił się do Loczka:
- Styles, nowa dupeczka? - spytał, obdarzając mnie pożądliwym spojrzeniem. Ugh...
Harry spojrzał na mnie, lecz nie powiedział nic. Dziwne...
- Jak masz na imię? - zapytał jakiś chłopak wyłaniając się z tłumu, uśmiechając się szeroko.
Ooooo, kurczaki, to jest dopiero ciasteczko! Ciemne potargane włosy, krótki zarost, brązowe oczy, trochę podobny do Zayn'a, ale jednak... Awh, to nie to samo!
- Elisabeth - odpowiedziałam mu starając uśmiechnąć się jak najpiękniej. Tak, wiem. Wyszło to pewnie komicznie, ale co ja poradzę, że zawsze kiedy staram się zrobić na kimś dobre wrażenie, wychodzi zupełnie na odwrót?
- Chyba nie jesteś stąd? - spytał. Kurczę, dopiero teraz sobie uświadomiłam, że oni wszyscy mówią po angielsku, lecz z jakimś dziwnym akcentem.
- Anglia - mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie mojego cudownego kraju i rodziny. Stęskniłam się za nimi.
- Luca - wyciągnął swoją dłoń ku mojej. - Włoch z krwi i kości - dodał, na co roześmiałam się. Ach, to stąd ten akcent! Był tak uroczy! Dobra, już kończę, bo ta lampka wina w hotelu zaczyna uderzać mi do głowy.
Nagle poczułam czyjąś rękę wsuwającą się w moją dłoń. Spojrzałam na tajemniczego osobnika, który okazał się... Bingo! Harry'm.
- Może zatańczymy Lizzie? - zapytał zdrobniając moje imię. Przez to, jak również dlatego, że trzymał mnie za rękę, ludzie naokoło (w tym Luca, zaznaczam) na pewno pomyśleli, iż jesteśmy parą. Po co on to robi? A mówią, że to kobieca logika jest dziwna...
Z zamiarem przetłumaczenia czegoś do pustej kapusty Harry'ego zgodziłam się na taniec. Jak na złość, akurat zaczęła się wolna piosenka. Mój Boże, gdyby to był trzynasty piątek, pomyślałabym, że to naturalne, ale dziś!?
Wyszliśmy na drewniany, wypolerowany podest na podwórzu (o ile można tak nazwać te luksusy), który w tym wypadku był parkietem,  ponieważ cała impreza odbywała się na świeżym powietrzu. Może po to, że kiedy komuś zrobi się niedobrze, nie będzie musiał wychodzić na zewnątrz? Nie mam pojęcia. Gdy stanęliśmy naprzeciw siebie Harry wziął moje dłonie w swoje wielkie ręce i położył je sobie na szyi, a swoje na mojej talii. No i ja się pytam, co on wyrabia!? Mało tego, on jeszcze przysunął się do mnie tak blisko, że stykaliśmy się ciałami. Dobrze, nie ukrywam, przez jeden moment poczułam dreszcz przechodzący przez mój kręgosłup, ale zaznaczam, to była tylko chwila!
Tak, jak planowałam, od razu zaczęłam swój monolog:
- Harry, nie jesteśmy parą, czemu tak się zachowujesz!? Miałam się zrelaksować, tak!? Więc mi na to pozwól, bo jak dotąd tylko się przez ciebie denerwuję! - próbowałam mówić szeptem, lecz przy tych ostatnich słowach niemalże krzyknęłam.
- Spokojnie... - tym jednym słowem mnie uciszył. Ale, ale. Jedno słówko by nie dało rady, pomógł sobie ustami...

____________________________________________
tak więc, mamy szesnastkę!
miała być dłuższa, i miała być  w niej cała impreza, ale no cóż, musiałam Was czymś zaintrygować! :D ja okrutna :D
dziękuję za wszystko co dla mnie robicie, że poświęcacie swój czas, komentujecie, że  w ogóle chce Wam się to czytać!
chciałabym znów prosić o jedno -> CZYTASZ - SKOMENTUJ, podziel się swoją opinią, bo naprawdę bardzo mi na niej zależy : )
dziękuję za uwagę : ) dobranocka misiaczki : *

środa, 8 sierpnia 2012

Chapter fifteen

- I jak ci się podoba? - zapytałam Niall'a po pięciogodzinnych zakupach. Staliśmy na środku wielkiego włoskiego centrum handlowego, spoglądając na duży zegar, który wskazywał już dwudziestą czternaście. Byliśmy otoczeni bodajże pięćdziesięcioma torbami z naróżniejszych sklepów. Poczynając od Triumph'a, gdzie kupiłam bieliznę (nie łudźcie się, Niall był wtedy w jakimś komputerowym), poprzez C&A, skąd wzięliśmy wiele bluzek, między innymi śliczną białą koszulę za piętnaście euro, DeeZee czyli moje przepiękne botki, (którym wprost nie mogłam się oprzeć, i które były stosunkowo do koszuli drogie, bo kosztowały aż czterdzieści euro), a na niebieskich słuchawkach z Empiku, dla Niall'a kończąc. Oczywiście po drodze było wiele, wiele innych rzeczy, które kupiliśmy, ale gdybym miała je teraz wymienić, to chyba śmierć by mnie zastała.
- Jest świetnie! - odpowiedział chłopak z wymuszonym uśmiechem. Zapewne nogi bolały go już od dwóch godzin, jak cholera, ale sam się na to pisał, nieprawdaż?
- To co, może jeszcze Orsay? - wskazałam lekkim machnięciem ręki na sklep po naszej prawej stronie. No dobrze, ja też byłam już trochę zmęczona.
Na moje szczęście Niall od razu zaczął się ratować:
- Wiesz co? Jest już dość późno, chyba zaraz zaczną go zamykać... To może ta kawiarnia?
- Ha! Wygrałam, wygrałam! - w duchu zaczęłam wykonywać jakiś szalony taniec szczęścia. Mówiłam mu, że ze mną nie wytrzyma! Chociaż przyznam, że tyle ile zdołał, czyli pięć godzin, to i tak całkiem nieźle. Josh wymiękł po godzinie i dwudziestu dwóch minutach!
- Nie ciesz się tak, po prostu miałem dziś gorszy dzień... - powiedział udając obrażonego. Coś za bardzo mu to nie wyszło, bo po chwili wybuchnął śmiechem.
- No tak, nie martw się, w czym in... - nagle przerwałam. - Przecież ja nawet nie mam przy sobie pieniędzy, żeby ci oddać za te wszystkie zakupy! - wykrzyknęłam, nie mogąc się nadziwić, jaka byłam głupia. Przecież za wszystko płacił Niall! A ja mu na to pozwoliłam! Boże, widzisz i nie grzmisz...
- Żartujesz, prawda? - zapytał chłopak całkowicie poważny.
- Musimy to oddać... Myślisz, że jeszcze to przyjmą? Mam nadzieję, że tak... - ciągnęłam nie zwracając uwagi na to co mówił, więc wreszcie położył dłonie na moich ramionach, zacisnął je i powiedział:
- Niczego nie będziemy oddawać. Powiedzmy, że to jest nagroda w zakładzie. Przecież wygrałaś, tak? - uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby, a na nich stały aparat. Pasował mu.
- No... Dobrze... W takim razie dziękuję - powiedziałam i przytuliłam go na znak wdzięczności. Wbrew temu co powiedziałam, szykowałam już dla niego małą niespodziankę.
- Wracamy? - spytał po chwili spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.
- Przecież widzę, że jedyne o czym marzysz to masaż stóp - zaśmiałam się i odwróciłam do wyjścia. Zanim chłopak zorientował się, że już ruszyłam, minęła chwila, więc musiał mnie gonić.
- Mam nadzieję, że umiesz go wykonywać.
- Chyba śnisz, kotku - rzuciłam przez ramię i poczułam na twarzy podmuch chłodniejszego już, wieczornego powietrza.
Gdy dotarliśmy do hotelu, zobaczyłam w moim pokoju czerwoną walizkę. Nareszcie przyleciała!
Otworzyłam ją i wyjęłam wszystkie najpotrzebniejsze na obecną chwilę rzeczy, po czym wyszłam na balkon, by zadzwonić do Josha.
Odebrał po czterech sygnałach:
- Słucham? - rozpoznałam w słuchawce jego zaspany głos. Hm, w Londynie jest dopiero ósma wieczorem. Dziwne, Josh, tak jak ja, nigdy nie chodził do łóżka tak wcześnie, chyba, że był chory. Od razu poczułam, że coś musiało się stać.
- Cześć, kochanie. Coś ci jest? Jesteś chory? - zasypałam go pytaniami.
- Tak, chory z miłości, wiesz? Jeszcze pytasz? Dlaczego nie pieprzysz się w tej chwili z jednym z tych twoich nowych kolegów, co? - warknął. Cholera, co mu się stało?
- Josh, o co ci chodzi?
- Zdjęcia.
- Jakie, na Boga zdjęcia?
- Wasze. Nie udawaj, Liz. Uznaję, że z nami koniec, tak?
- Ale... Jak to?
- Znasz ich dwa dni. Nie wiedziałem, że jesteś taka łatwa, El. - nie usłyszałam nic więcej, tylko pikanie w słuchawce, oznaczające zakończone połączenie.
Jego ostatnie słowa zabolały mnie najbardziej. Nie jestem łatwa. Wie o tym. O jakie zdjęcia mu chodziło?
Postanowiłam to sprawdzić, ale nie byłam w stanie. Rzuciłam się na poduszkę i zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, wykrztusiłam zduszone szlochem "Proszę" i ujrzałam w drzwiach sylwetkę Harry'ego. Długo się nie widzieliśmy.
- Co się stało, Liz? - podbiegł do mojego łóżka zamykając drzwi. Nie wiem, jak, ani dlaczego, ale gdy tylko znów na niego spojrzałam, zaniosłam się jeszcze większym płaczem i wyrzuciłam z siebie wszystko. Harry bardzo się tym przejął i zdenerwował na mojego chłopaka. Nie, zaraz. Na mojego b y ł e g o chłopaka.
Nie mam pojęcia, jakim cudem w pół godziny później szykowałam się na imprezę. Harry powiedział, że po tym wszystkim muszę się wyluzować i odprężyć.
Zaczerwienione policzki i opuchnięte oczy udało mi się zakryć większą niż zwykle ilością pudru. Postanowiłam wypróbować nowe buty, i to dziwne, ale pierwszy raz w życiu, dobierałam sukienkę do butów. W końcu zdecydowałam się na zakupioną dziś prostą, granatową. Do tego dobrałam, jakąś biżuterię, torebkę i byłam gotowa. Chciałam jeszcze zadzwonić do rodziców.
Po upewnieniu ich, że wszystko ze mną w porządku, że nie pijemy alkoholu, że nie chodzimy nago (wtf?) i, że jestem grzeczna, pożegnałam się z nimi i wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam, że w tę noc wszystko co powiedziałam rodzicom okaże się kłamstwem...

______________________________________________________
Tadaaam! Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo długie! Jak widzicie, naszła mnie wena!
Moim zdaniem to chyba najlepszy rozdział do tej pory, ale to pozostawiam Waszej ocenie.
Więc, baaaaaaaaaaaaaaaaardzo proszę, komentujcie! To naprawdę mega satysfakcja, że ktoś to czyta i, że mu się podoba. I duuuuża motywacja!
Pozdrówka : *

czwartek, 2 sierpnia 2012

Chapter fourteen

Hm, to było co najmniej dziwne. No bo, hej, poznaliśmy się wczoraj. Nie roztrząsajmy tego. Taak, tak będzie lepiej.
Ja chyba nie robię temu chłopakowi jakichś nadziei? Nie, nie robię...
Zaraz, a co jeśli on sobie coś pomyślał? Wyobraził? Cholera jasna!
Nie, Liz. Nie pochlebiaj sobie.
Tak, jestem wariatką. Tak, rozmawiam ze sobą. Tak, lubię to. Nie, nie wysyłajcie mnie do psychiatryka.
Dobra, muszę się ubrać... Cholera! Przecież ja nie mam ubrań! Walizka została w samolocie!
Rzuciłam się biegiem w stronę korytarza, na którym widziałam znikającą już sylwetkę Niall'a.
- Niall! Zaczekaj! - krzyczałam, próbując złapać oddech. Nigdy nie miałam dobrej kondycji. Cholera, no. Nawet w szóstej klasie głupich dwóch kilometrów w piętnaście minut nie przebiegłam. Och taak, ukochane wspomnienia pana wuefisty. Ugh...
Chłopak chyba mnie usłyszał, ale odwrócił się dopiero kiedy byłam tuż za nim. W efekcie wpadłam wprost w jego ramiona. Błysk flesza. No, kuźwa! Niall jednak, w przeciwieństwie do Harry'ego nie odepchnął mnie, tylko się roześmiał. Zrobiło mi się z tego powodu, jakoś tak ciepło w środku. Ale w tej samej chwili, gdy to poczułam, przypomniałam sobie jedną rzecz. Chociaż może i dwie. Nic nie znaczące. Naprawdę, mało ważne. Po pierwsze: byłam w za dużej koszulce Josha, której wczoraj nie zmieniłam, bo nie miałam w czym spać. Jedynie w niej, zaznaczam. Po drugie: mam chłopaka, a tymczasem co chwila ląduję w ramionach jakichś obcych chłopaków. Tak, wiem, jestem dziwna, głupia i nie wiadomo co jeszcze.
Więc od razu po tym, jak sobie to uprzytomniłam, wyrwałam się lekko Niall'owi uśmiechając się przepraszająco.
- Emm... Mógłbyś mi pożyczyć jakieś ciuchy? Bo, no wiesz... Nie mam walizki i... - chłopak nie pozwolił mi do kończyć, bo zaczął zdejmować z siebie luźną sportową koszulkę. No żesz, cholera!
- Nie, nie, Niall - pośpiesznie zaprzeczyłam. No kurczę, będzie mi tu się negliżował na środku korytarza! - Chodzi mi raczej o jakiś dres, no wiesz, żebym miała w czym jechać.
- Aaa, no jasne. To chodź do pokoju - nadal się uśmiechał, choć widziałam, że się trochę zmieszał. No pięknie, teraz to już na pewno sobie coś pomyślał!
Jak nakazał, tak zrobiliśmy. Otworzył drzwi pokoju numer 1229, tylko jeden dalej od mojego. Moim oczom ukazał się względny porządek, który jednak po naszym wejściu został zakłócony, gdyż Niall zaczął grzebać po wszystkich szafkach, wyrzucając różne ubrania. Wow, nie wiedziałam, że chłopak może mieć tyle ciuchów! Wygrzebał mi jakiś zielony dres Adidasa i biały T-shirt. Wszystko na mnie dosłownie wisiało, ale musiałam się tym zadowolić.
- To, jak? Idziemy? - zapytał Niall, gdy wyszłam z łazienki w jego ubraniach. Kiedy mnie zobaczył, jego mina była...hm... przerażona? To chyba dobre słowo. - Obiecuję, że jak wrócimy to pójdziesz na zakupy - zaśmiał się po chwili.
- Lepiej nie, nie wytrzymałbyś ze mną nawet pięciu minut na zakupach!
- Założymy się? - zapytał tak, jakby bieganie po sklepach było dla niego normą.
- Pewnie! - odpowiedziałam ochoczo. Jeszcze mu pokażę, na co mnie stać!

__________________________________________________________________
PRZEPRASZAM!
Za to, że jest taki krótki, za to, że musieliście tyle czekać, za to, że jest taki słaby!
PRZEPRASZAM, jeszcze raz, ale tak strasznie nie miałam weny ostatnio. Napisałam jakieś kilka linijek, zaraz po dodaniu trzynastego rozdziału, a potem nic. Pustka. A czternastka jest dzięki Kasi :* Jakoś się zmobilizowałam. Wyszło, co wyszło, ale jest!
Dziękuję Wam, za tyle wyświetleń, miłych komentarzy!
Jesteście cudowni. Nawet nie wiecie, jak bardzo!
Pozdrówka xx